Skip to main content

Trzymajcie się za portfele! Rząd Beaty Szydło planuje podnieść rachunki za prąd nawet o kilkadziesiąt złotych. W ten sposób za program ratowania kopalń zapłaci każdy Polak. Podwyżki to również efekt wstrzymania w naszym kraju rozwoju energii odnawialnej oraz próby łatania dziury budżetowanej pieniędzmi ze spółek energetycznych.

– Nie będzie żadnych podwyżek – deklarował w kampanii wyborczej PiS. Nie minął rok, a Ministerstwo Energii ogłasza, że „należy oczekiwać, że koszty związane z niezbędną modernizacją całej polskiej energetyki, jak również przewidywany wzrost poziomu PKB spowodują wzrost nominalnych cen energii – tak hurtowych, jak detalicznych”.

Ten enigmatyczny komunikat oznacza dla budżetów domowych jedno – skurczą się one nawet o 90 złotych. W ten sposób PiS przerzuca na wszystkich Polaków koszty utrzymania nierentownych kopalń. W maju rząd zmusił bowiem PGE, Energę i PGNiG do ratowania polskiego górnictwa. Firmy musiały wyłożyć 1,5 mld zł na udziały w Polskiej Grupie Górniczej.

Jakby tego było mało rząd PiS chce uzyskać od spółek energetycznych – m.in. od PGE, Tauronu, Energi czy Enei – dodatkowe 10 mld zł z podatku. Minister energii Krzysztof Tchórzewski zapowiedział, że wartość nominalna akcji nadzorowanych przez niego spółek wzrośnie o 50 mld zł. Czy tak się stanie nie wiadomo.

Na tym nie koniec. Rząd nowelizując ustawę o odnawialnych źródłach energii, wprowadził od lipca podwyżkę tzw. opłaty przejściowej. Jest ona dopisywana do rachunków za energię odbiorców końcowych. Zgodnie z zapisami wzrosła ona o 50 złych w skali roku.

– To skandal. Przygotowany przez nas projekt dotyczący energii odnawialnej zakładał obniżenie rachunków za prąd. PiS go odrzuca i forsuje własny, który oznacza podwyżki dla obywateli – mówi Mieczysław Kasprzak, poseł PSL.

Fot. P. Tracz / KPRM