Skip to main content

Gdy opinię publiczną zajmuje ostry spór ideologiczny dotyczący ustaw aborcyjnych, pod przysłowiowym stołem rozgrywa się inna, dużo bardziej znacząca gra. Rząd PiS po cichu i z uporem maniaka zmierza wielkimi krokami do ratyfikacji umowy CETA – pisze Robert Plebaniak.

Pierwszy niepokojący sygnał napłynął z unijnego szczytu w Bratysławie. Przedstawiciele polskiego rządu skapitulowali i nie zgłosili swego sprzeciwu wobec planów ratyfikacji przez Unię Europejską szkodliwego dla Polski układu.

Może okazać się, iż 18 października dojdzie do parafowania umowy CETA. Pamiętać należy, iż by weszła ona w życie, konieczne są podpisy ministrów odpowiedzialnych za handel międzynarodowy wszystkich państw członkowskich UE zasiadających w Radzie UE.

Na tym procedura się nie zakończy. Umowę, będą musiał zatwierdzić Parlament Europejski jak i poszczególne parlamenty krajowe. I tu pojawia się pierwsza niebezpieczna pułapka. Mimo, że ów proces ratyfikowania umowy przez parlamenty krajów członkowskich zapewne potrwa długo, przepisy umowy mają wejść w życie już po wstępnej ratyfikacji.

Moim zdaniem, a także zdaniem Polskiego Stronnictwa Ludowego, CETA (a dokładnie kompleksowa umowa gospodarczo-handlowa między Kanadą a Unią Europejską) jest po pierwsze szkodliwa dla Polski, a po drugie jest tematem o którym winno się rozmawiać i szczerze przedstawiać społeczeństwu konsekwencje układu.

Tymczasem jest dokładnie na odwrót. Ku uciesze PiS, zaabsorbowane aborcyjną wojenką, społeczeństwo nie dostrzega zagrożeń, jakie płyną z ratyfikacji umowy z Kanadą. A jakiego kalibru są to zagrożenia?

Koniec polskiego rolnictwa

Najdotkliwiej nowa umowa uderzy w polskie rolnictwo. Przykładowo, jeden z zapisów nowej umowy dotyczy obniżenia z 9% do 0% cła wwozowego na jabłka. Co to oznacza, chyba nie trzeba tłumaczyć. Import kanadyjskich jabłek zdecydowanie pogorszy, niezwykle już trudną sytuację polskich sadowników. Jabłka z Kanady mogą bowiem okazać się tańsze niż krajowe. W tym miejscu warto zauważyć, także, że od 2015 roku, w Kanadzie dopuszczona jest sprzedaż jabłek modyfikowanych genetycznie.

Inny przykład to zniesienie obecnie obowiązujących 15% stawek celnych dla importu łososia. Tego typu konsekwencji można wymieniać mnóstwo. Głównym bowiem założeniem umowy jest wzajemne otwarcie rynku, co w praktyce oznacza likwidację ok. 98% barier celnych w handlu między UE a Kanadą. Niestety, 90% owych barier dotyczy handlu produktami rolnymi.

Całe szczęście, na niektóre produkty takie jak mięso wołowe, wieprzowina, drób i sery, wynegocjowano pewne ustalone kwoty. PiS nie ma dziś odwagi, powiedzieć polskim rolnikom, że istnieją obawy, iż to właśnie polska wieś, w której dominują małe rodzinne gospodarstwa, za umowę z Kanadą może zapłacić najwięcej. Zdaniem wielu niezależnych ekspertów, wyżej opisane praktyki, które umożliwi CETA, mogą doprowadzić do stopniowego zaniku małych gospodarstw.

Zagrożone bezpieczeństwo żywnościowe

Kolejną, niezwykle ważną, konsekwencję umowy CETA odczujemy wszyscy, niezależnie czy mieszkamy na wsi czy w dużej aglomeracji. Przez wiele lat UE wypracowała wysokie standardy dotyczące bezpieczeństwa żywności. Niestety, jakby w opozycji do tego, CETA pozwoli na napływ do krajów UE, w tym Polski, produktów genetycznie modyfikowanych.

W Europie jedyną rośliną genetycznie modyfikowaną, która jest dopuszczona do obrotu jest kukurydza. Jednakże nawet w tym przypadku, na produktach ją zawierających, musi znajdować się stosowna informacja. Tymczasem, w Kanadzie, jak również w USA, nie wymaga się oznakowania produktów z GMO.

Co więcej, Kanada jest jednym z trzech największych producentów żywności zmodyfikowanej genetycznie na świecie. W tych krajach dołącza się do tego całą ideologię, przekonując, że nie ma naukowych dowodów na to, iż żywność modyfikowana jest dla człowieka bardziej niebezpieczna od tradycyjnej.

Obniżenie standardów

W tym miejscu przypominam sobie relacje z pobytu w USA jednego ze moich znajomych. Cytuje prawie dosłownie: „Wszystko smakuje tak samo, a w zasadzie nie smakuje. Czy jesz sałatę, czy ogórka, czy inne produkty, zupełnie nie dostrzegasz różnicy. Ogromnie tęskniłem za polskim śniadaniem”.

Niestety CETA w żadnym stopniu nie zagwarantuje nam, że owe standardy wypracowane w Europie będą przestrzegane. Na polski rynek trafią produkty, tańsze, genetycznie modyfikowane, a my kupując je nie będziemy nawet mieli świadomości co spożywamy.

Grupa Council of Canadians przygotowała raport dotyczący zagrożeń wynikających z wprowadzenie CETA, z którego wynika jednoznacznie, że umowa ma skłonić Unię do zwiększenia importu kanadyjskiej wołowiny i wieprzowiny; „Kanadyjskie przepisy dopuszczają mycie i przetwarzanie tusz wołowych i drobiowych w chlorowanej wodzie. Kontyngenty taryfowe dla mięsa z Kanady zwiększą się do 80 tys. ton wieprzowiny i 65 tys. ton wołowiny”.

Zalew rynku toksycznymi sybstancjami

Kolejna niezwykle groźna rzecz, którą CETA umożliwi, to stopniowe wprowadzanie środków fitosanitarnych, które, w Europie są zakazane. W krajach członkowskich obowiązuje obecnie moratorium na stosowanie niektórych substancji czynnych z grupy neonikotynoidów (związki chemiczne klasyfikowane jako neuroaktywne insektycydy, chemicznie spokrewnione z nikotyną, z których najbardziej znane to: imidakloprid, klotianidyna i tiametoksam; najnowsze badania wskazują na potencjalną toksyczność dla pszczół i innych pożytecznych owadów poprzez niewielki poziom zanieczyszczenia nektaru i pyłku).

Niestety w USA i Kanadzie są one dopuszczone. Europejski rolnik, stosując się do zakazu używania pestycydów, ponosi z tego tytułu większe koszty uprawy roślin. Zmuszony jest bowiem do stosowania, różnych, niekoniecznie tanich, zabiegów gwarantujących odpowiedni wzrost i pielęgnację swych upraw. Zdecydowanie przegra on konkurencję z farmerem zza oceanu, który do wszelkich tego typu norm stosować się nie musi.

Furtka dla amerykańskich firm

To tylko najbardziej niebezpieczne dla Polaków zapisy umowy handlowej pomiędzy UE a Kanadą. Szkodliwych zapisów umowy jest wiele więcej. Jedni podają ich około dziesięciu, inni około piętnastu. Warto pamiętać, iż prace nad podobna umową tym razem z USA (TTIP) na razie stanęły w martwym punkcie. CETA będzie jednak stanowić, wygodną furtkę dla amerykańskich firm, które mogą poprzez Kanadę eksportować swe produkty na teren Unii Europejskiej.

Jedno jest pewne. Jeśli CETA zostanie przez rząd Prawa i Sprawiedliwości ratyfikowana, oznaczać to będzie ostateczną zdradę interesów polskiego rolnika. Zastanawia mnie fakt, czemu PiS potrafi wymachiwać szabelką w Polsce, czasem w Europie, jednakże gdy w grę wchodzą USA, Kanada, nagle politycy PiS podkulają przysłowiowy ogon.

Niestety, jeśli przepisy CETA zaczną obowiązywać, możemy jako konsumenci, zapomnieć o zdrowej polskiej żywności, która była naszym znakiem firmowym. Nasze sklepy zamienią się w magazyny, w których będziemy mogli „grać w rosyjską ruletkę”. Albo kupimy coś świeżego, „czystego”, albo kupimy jakiś genetycznie modyfikowany produkt. Przy czym, nie będzie to nasz świadomy wybór, a jedynie zbieg okoliczności.

Warto rozmawiać

Bardzo żałuję, iż w Polsce nie prowadzi się szeroko zakrojonych dyskusji dotyczących CETA. W innych krajach europejskich takie debaty są na porządku dziennym. Społeczeństwu przekazuje się rzeczowe argumenty, głośno mówi się o zagrożeniach jakie CETA ze sobą niesie.

W Polsce natomiast rozmawiamy o sztucznie wygenerowanych tematach zastępczych. Nikt o nich zaraz nie będzie pamiętał, jednakże wtedy może być już za późno na debaty dotyczące szkodliwości umowy CETA.

Robert Plebaniak

Autor jest doktorem nauk matematycznych. Wykłada na Uniwersytecie Łódzkim. Z PSL związany od 2011 roku.